top of page

Zdrowe jagodzianki - borówianki



„Kto nie był nigdy w cukierni Leszczyńskich w Ostrołęce, ten nie wie, jak powinny smakować jagodzianki.” Tak pewnie mógłby powiedzieć każdy z nas, zmieniając tylko nazwę ulubionej cukierni.


Dla mnie jagodzianki to smak wakacji u Babci. Smak spokoju i życia toczącego się w leniwym rytmie. Smak lasu, który daje ludziom miasta to, za czym tęsknią, czyli ukojenie tęsknoty za kontaktem z naturą. Lub za słodkim dzieciństwem.


A jagodzianki od Leszczyńskich? No cóż, zawsze było z nimi tak samo.

Najpierw przyjeżdżałem (a potem, razem z Siostrą, przyjeżdżaliśmy) na wakacje do Babci, która mieszkała w Ostrołęce. Kiedy już rzeczona Babcia nakarmiła nas różnymi smakołykami, udawaliśmy się na zakupy. Oczywiście nie w jedno miejsce. W końcu żaden sprzedawca nie był w stanie zaoferować dobrych produktów z każdej branży. Dlatego jajka kupowaliśmy w budce, ziemniaki na jednym straganie, a owoce – na zupełnie innym, z drugiej strony targowiska.

A jagodzianki? Właśnie u Leszczyńskich.


To była taka „odświętna” cukiernia. Kupowało się tam słodycze na specjalne okazje. I nic dziwnego.

Do małego lokalu na ostrołęckim „Starym Mieście” wchodziło się po dwóch schodkach. Wnętrze było… No cóż, raczej modernistyczne (mówiąc mniej delikatnie – komunistyczne), ale w dobrym stylu. Ciemnobrązowe lady, szklane gabloty, krzesełko i stolik dla znudzonych dzieci. No i panie w obowiązkowych białych fartuchach i czepkach. Jedna kasowała, druga podawała smakołyki, a kolejna – donosiła świeżutkie pyszności.


Musicie bowiem wiedzieć, że była to cukiernia z tradycjami.

Czyli taka, która nie oferuje mnóstwa odświeżonego towaru. Dawniej u Leszczyńskich można było dostać właściwie tylko kilka „specjalności zakładu” – bezy, ciastka maszynkowe, lody na ciepło – i sezonowe słodycze – niebiańskie drożdżówki i właśnie jagodzianki. Wszystko przygotowywane było na świeżo i schodziło błyskawicznie, więc czasami czekało się w kolejce na nową dostawę lub na godzinę, kiedy smakołyki wreszcie się upieką.


To były długie minuty, zakończone jednak przepyszną, bardzo fioletową satysfakcją.

Ciekawe, jak teraz wygląda ta cukiernia? Podobno nadal występują braki w asortymencie pomiędzy godzinami wypieku i trzeba „polować” na najlepsze smakołyki.

Jednak, wracając do tematu… Jagodzianki w tej cukierni były tak dobre, że któregoś razu, będąc już dorosłym młodzieńcem (miałem pewnie całe 20 lat), wybrałem się do Babci i z przystanku autobusowego powędrowałem prosto do tej cukierni. Na jagodziankę. Choć było to zupełnie nie po drodze, nie żałuję nadłożenia drogi.

Rozumiecie sami, że mając taki sentyment do jagodzianek, lekko obawiałem się przygotować je samemu. Nie chciałem zakłócać błogich wspomnień nieudanym wypiekiem.


Obawy były jednak zupełnie niepotrzebne. Jagodzianki (z dodatkiem borówek – stąd borówianki) wyszły boskie. Są tak pyszne, że połowa partii, niezależnie od jej wielkości, rozchodzi się od razu po upieczeniu. A przy tym są wyjątkowo łatwe w przygotowaniu, jak na drożdżowe ciasto, oczywiście. Wyrastają tylko raz, a i tak są puchate i mięciutkie. A przy tym wypełnione jagodami i borówkami, które w trakcie pieczenia stają się niemal konfiturą.

Nie wierzycie? Sami spróbujcie!


Pozdrawiamy Was serdecznie,

Asia i Michał



PRZEPIS W WERSJI PDF ZNAJDZIECIE TUTAJ.

Składniki

Na 8 sztuk

Numery przy składnikach odwołują do dodatkowych informacji, pozwalających wybrać właściwe produkty.


15 g świeżych drożdży

30 g miodu (1)

250 g mąki orkiszowej typ 700 lub podobny + 1 łyżka do posypania

100 ml mleka

1 jajko (2), białko i żółtko oddzielnie

25 g masła, miękkiego


200 g jagód lub borówek, można też połączyć


Wykonanie

  1. Drożdże rozetrzeć z miodem w szklanym naczyniu.

  2. Mleko lekko podgrzać (nie może parzyć, ale ma być ciepłe).

  3. Do drożdży z miodem dodać ciepłe mleko, wymieszać. Posypać 1 łyżką mąki, przykryć ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia – aż podwoją objętość (na około 15 minut).

  4. Kiedy drożdże wyrosną, połączyć je z mąką, żółtkiem oraz masłem i wyrobić gładkie ciasto (kilka minut).

  5. Ciasto podzielić na 8 części, formując kule.

  6. Każdą kulę ciasta spłaszczyć lekko na placek o średnicy 10 cm. Na środek każdej bułki kłaść 2-3 łyżki jagód. Nadzienie zamykać tak jak przy lepieniu pierogów.

  7. Bułeczki układać na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia – odwracając „pieróg” na drugą stronę i lekko wydłużając kształt. Przykryć bawełnianą ściereczką.

  8. Odstawić na ok. 20 minut do wyrośnięcia (można do piekarnika na 50 stopni).

  9. Wierzch ciasta posmarować białkiem.

  10. Piec przez 20-25 minut aż ciasto się zrumieni w temperaturze 180 stopni.

Wskazówki


(1) miód: jeśli chcecie mieć dobry miód, zadbajcie o to, by był ze sprawdzonego źródła – najbezpieczniej jest po prostu znać pszczelarza; dobry miód (z wyjątkiem akacjowego) krystalizuje się po kilku miesiącach od zebrania (czyli najpóźniej zimą)


(2) jajka: warto zadbać o to, by jajko pochodziło z dobrego źródła (najlepiej od znajomej gospodyni, u której kury chodzą sobie "luzem" i karmione są tradycyjnie, a nie gotową paszą; jeśli jednak nie macie dostępu do takich jajek, poszukajcie takich z "0" na pieczątce; żółtko jajka, zgodnie z nazwą, powinno być żółte, a nie pomarańczowe)



Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Metrowiec

bottom of page