top of page

Czarny ryż z botwinką



Ostatnio wymyślam tyle przepisów, że ich wykonywanie i zajadanie zajmuje mi niemal cały wolny czas. Wyobraźcie sobie, że ledwo wystarcza mi czasu na pisanie. A może po prostu skłonności Łasucha tak bardzo dominują w mojej duszy, że wolę smakować potrawy, niż o nich opowiadać. No ale przecież po to dla Was jesteśmy – żeby nieco zachęcić Was do odkrywania nowych smaków i pokazać, że zdrowe odżywianie może być bardzo, bardzo, baaaardzo smaczne.


Dlatego po czwartym (zaznaczam, że JUŻ po czwartym) podejściu udało mi się otworzyć laptopa, utworzyć dokument i napisać te słowa. Gratuluję sobie sukcesu :)


Uwielbiam ten czas, kiedy w przyrodzie dzieje się nagle mnóstwo cudów i pojawiają się świeże truskawki, młoda marchewka, pierwsze soczyste czereśnie i aromatyczne oregano pachnące trochę łąką, a trochę zupą mojej Mamy, która przyprawę te ceni wyżej niż popularną bazylię. Na coraz bardziej kolorowych straganach pojawia się również świeża, atrakcyjna nie tylko pod względem wyglądu botwinka.


I wiecie co? Właściwie dziwię się, że stała się ona bohaterką jakiegokolwiek mojego posta. Przez bardzo długi czas kusiła mnie swoim kolorem i wartościami odżywczymi takimi jak żelazo, magnez czy kwas foliowy. Wiele razy uwiodła mnie swoim spojrzeniem, aby potem rozczarować przy bliższym poznaniu. Tyle razy sparzyłem się na zupie z botwinki, która wyglądała jak woda z pływającymi w niej szarymi farfoclami (i tak też smakowała), rozczarowałem się dziwnymi sałatkami i obrzydziłem chłodnikiem, który smakował jak trawa, aż uznałem, że to nie moja bajka.



Aż w końcu, jakiś czas temu odwiedziliśmy naszą przyjaciółkę Monikę, którą znacie już pewnie jako kulinarnego geniusza. Przygotowała dla nas danie z makaronem z czerwonego ryżu, w którym główną rolę grała właśnie botwina. No cóż, grzeczny jestem bardzo, więc w gościach nie będę wybrzydzał. Poza tym byłem głodny. Postanowiłem zatem wziąć kilka kęsów.


I wiecie co?


To danie było znakomite! Monika dobrała smaki tak trafnie, że zjadłem całą swoją porcję, a potem podjadałem z talerza Asi.


Podczas tego posiłku odkryłem, że do botwiny bardzo pasuje ostry smak. To było jak ożywcze tchnienie, poszerzające moje wąskie botwinkowe horyzonty.


Danie, które dzisiaj Wam prezentujemy opiera się na wiedzy, którą zdobyłem podczas posiłku u Moniki. Zawiera wszystkie smaki, które powinny się znaleźć w każdej potrawie. Cebula, czosnek i pieprz są naturalnie pikantne. Botwinka – nieco kwaśna. Miód, malutkie buraczki dodają słodyczy, a całą tę mieszankę przełamuje kwasowość octu jabłkowego. Idealnym dopełnieniem tego dania jest orzechowy posmak czarnego ryżu (nie jedliście go jeszcze? Spróbujcie koniecznie!).


Jeśli nie lubicie botwinki tak jak ja kiedyś, to danie będzie dla Was idealnym początkiem wzajemnego przebaczenia z tym wartościowym warzywem :)


PRZEPIS W WERSJI PDF ZNAJDZIECIE TUTAJ.


Składniki

dla 2 głodnych osób

Gwiazdki przy składnikach odwołują do dodatkowych informacji, pozwalających wybrać właściwe produkty.


½ szklanki czarnego ryżu*

1½ szklanki wody (do gotowania ryżu)


1 cebulka*

5 ząbków czosnku*

malutki kawałek startego imbiru

¼ łyżeczki pieprzu


pęczek botwinki*


2 łyżki sezamu białego niełuskanego (podprażonego) lub orzeszków ziemnych**


½ łyżki octu jabłkowego

½ łyżeczki miodu***

szczypta soli****


Wykonanie

  1. Ryż ugotować i odstawić (można go namoczyć przez noc poprzedzającą gotowanie).

  2. Cebulkę, czosnek i imbir zeszklić na patelni. Przyprawić pieprzem.

  3. Dodać buraczki i łodyżki z botwinki (pokrojone w plasterki) i dusić razem około 10 minut.

  4. Dodać liście z botwinki i dusić jeszcze 5 minut.

  5. Dodać sezam i ugotowany ryż i trzymać na ogniu jeszcze przez 2-3 minuty.

  6. Zdjąć z ognia, dodać ocet, miód i sól. Wymieszać i zajadać :)


Wskazówki


* warzywa i ryż: im lepsza będzie jakość składników, tym danie okaże się smaczniejsze; warto zadbać o warzywa i kasze bio lub od znajomego rolnika


** sezam, orzechy: nasiona i orzechy, które kupujemy nie powinny zawierać szkodliwych konserwantów (sorbinian sodu, dwutlenek siarki itd.) czy dodatków (wiecie, że suszona żurawina składa się w 45% z białego cukru?!)


*** miód: jeśli chcecie dostać dobry miód, zadbajcie o to, by był ze sprawdzonego źródła – najbezpieczniej jest po prostu znać pszczelarza; dobry miód (z wyjątkiem akacjowego) krystalizuje się po kilku miesiącach od zebrania (czyli najpóźniej zimą)


**** sól: trzeba uważać na rodzaj używanej soli; naszym zdaniem najlepsza jest sól himalajska i niejodowana sól kamienna; jod, którym “wzbogaca się” popularną białą sól, szkodzi naszemu układowi hormonalnemu



0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page